poniedziałek, 29 czerwca 2015

Not meant to be

        Zanim przejdziemy do rozdziału, który pisało mi się dość przyjemnie, pora na dedykacje. A więc - dla Sylwii, która jest moim promykiem Słońca, dla Kamany, którą podziwiam i szanuję za ogromną siłę i talent, dla Rav, przez którą musiałam czytać niedawno Dramione. I wreszcie - dla Arcziego i Zero. Dziękuję też Aydenowi za wszystko, a już szczególnie za cudowne Traco od ciebie.  
Zapraszam przy okazji tutaj
A i ostrzegam przed ewentualnymi błędami. Nie sprawdzałam tekstu przed dodaniem. Ayden mi pewnie za to głowę urwie, no ale trudno się mówi.
Nie przedłużając życzę Wam miłej lektury!

****

Rozdział drugi

Cisza jest czymś tak bardzo lubianym przeze mnie. To coś wręcz pożądanego. Niestety, odkąd postawiłam w Hogwarcie krok pierwszy, cisza była mi dawana w minimalnych porcjach, bo to zaledwie kilka nocnych godzin, nic więcej.
Przez resztę czasu muszę znosić nienawiść innych uczniów, pełen pogardy wzrok nauczycieli, czy oceniające spojrzenia dyrektora szkoły i profesora Snape'a. Ten drugi człowiek jest niepewnej przynależności, słyszałam o nim wiele z ust Patrice'a. Nie mam pojęcia skąd mój ojczym zna tego mężczyznę. I nie chcę tego wiedzieć. Nie jest mi to potrzebne do szczęścia.

Czego pragnę?
Czasami rozmyślam o tym w trakcie bezsennych nocy.
Otóż, może to zabrzmi głupio, ale pragnę spokoju. Bycia normalną osobą. Bo mam dość traktowania mnie jak marionetkę. Postanowiłam już - będę kowalem własnego losu. Każda decyzja, którą podejmę, choćby i niewłaściwa, będzie dla mnie nauką.

Jest już poranek. Dziś mija siódmy dzień mojego pobytu tutaj. Myślałam, że po kilku dobach przestanę być wrogiem całej szkoły, ale oczywiście, pomyliłam się. Jako córka mordercy nie powinnam mieć zbyt dużych oczekiwań, prawda? A jednak, było inaczej. Zanim się tu pojawiłam, sądziłam, że to właśnie tu dostanę szansę na normalność. Bo moje dotychczasowe życie to roller coaster kłamstw, pół-prawd i tajemnic.
Naiwna ze mnie dziewczyna.
W ciągu tych ostatnich siedmiu dób, mogłam liczyć jedynie na towarzystwo Teodora Notta. Teodor to przyjemny w obejściu chłopak, ale wątpię w to, że uda mu się przebić przez moje bariery ochronne. Wielu śmiałków już próbowało. Bezskutecznie. Z dużym trudem przychodzi mi zaufanie komukolwiek. A już szczególnie komuś, o kim słyszałaś tak wiele.

Patrice często opowiadał mnie i Sophie o byłych i obecnych uczniach Domu Węża. Wyjątkowymi względami cieszyła się u niego rodzina Malfoyów. To dlatego tak zareagowałam na widok najmłodszego członka tego rodu. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Właściwie, ten incydent był tak mało ważny, że aż do teraz nie zwracałam na niego uwagi.
Nott nie musiał wiedzieć, że znam go lepiej, niż wypada po tygodniu znajomości.

Unikałam innych Ślizgonów. Nie chciałam stać się częścią ich misternej układanki. Nie byłam gotowa na odpieranie subtelnych ataków. Ich intrygi i rozgrywki nie interesowały mnie.

Byłam kimś więcej niż oni. I nie mówię tego ze względu na próżność, czy coś równie obrzydliwego. To fakt, który nie poprawiał mi jednak humoru.

Często przyłapywałam Pottera na uporczywym wpatrywaniu się we mnie. Peszyło mnie to. Pewnie chciał lepiej zrozumieć wroga. Choć akurat ja nim nie byłam.
Jego przyjaciel, Ronald Weasley, traktował mnie jak zbrodniarza. Nie był zbyt subtelny. Hermiona Granger z kolei próbowała dowiedzieć się o mnie więcej. Miałyśmy te same zajęcia, więc chcąc-nie chcąc, musiałam z nią obcować. Było to dość męczące. Głównie ze względu na usposobienie Gryfonki.
Mój nowy znajomy spośród Węży opowiadał mi różne historyjki z minionych, szkolnych lat. Miało to zapewne poprawić mi nastrój. Cóż, częściowo zadziałało.

Zajęcia były przyjemne. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Nauka zawsze sprawiała mi radość, czy to we francuskiej szkole, czy też w Instytucie Magii Salem, gdzie uczyłam się jako czternastolatka. Wtedy to bowiem moja rodzina przeniosła się na rok z Francji do Stanów Zjednoczonych. Tam zaprowadził nas prestiżowy kontrakt Patrice'a. Wtedy cieszyłam się z tej zmiany. Była ona jednak zaplanowana ze względu na Turniej Trójmagiczny, który rozgrywano w trakcie tegoż roku szkolnego.
Byłam chyba jedyną osobą, oczywiście oprócz Hermiony Granger, którą cieszyła zadawana przez profesorów praca domowa. Było jej dość sporo jak na pierwszy tydzień nauki.
Teodor śmiał się z mojej przesadnej euforii z powodu zadań domowych, ja natomiast zaśmiewałam się do łez z jego celowych pomyłek w pisanych przez niego w mojej obecności esejach.

Nie przepadałam za porą posiłków. Wtedy musiałam znosić niechcianą obecność innych ludzi.Starałam się więc jeść trochę szybciej, by nie siedzieć w Wielkiej Sali zbyt długo. Ta taktyka skończyłaby się sukcesem, gdyby nie to, że Malfoy i część jego świty również kończyli wcześniej niż pozostali. Ale to byłam w stanie znieść. A przynajmniej nie dawałam po sobie poznać, że przeszkadza mi to w jakiś sposób. Patrice nauczył mnie tego, gdy byłam mała.

Już prawie siódma. Pora wstać i zmierzyć się z dniem dzisiejszym. Jako, że jest niedziela, nie spodziewam się tłumów na śniadaniu. Większość uczniów woli sobie dłużej pospać w trakcie weekendu. Nie dziwię się im.
Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Nie przywiązywałam wagi do mojego wyglądu. Nie wyróżniałam się ubiorem. Nie znosiłam też makijażu. Wystarczyła mi odrobina perfum i trochę pomadki ochronnej, nałożonej na moje wrażliwe usta.
Torba z książkami wypełniona była po brzegi,jednak dzięki kilku zaklęciom nie czułam  ciężaru tych grubych woluminów. Niestety, musiałam poczekać do jutra na to, by ją ponownie zarzucić na ramię i podążać ścieżką wiedzy.

Teodor planował mnie później zabrać na spacer po zamku. Cieszyłam się na myśl o tej małej wycieczce, choć udawałam obojętną. Oczywiście, mogłam ten czas spędzić w bibliotece, ale Nott był strasznie uparty, kiedy czegoś chciał. Musiałam więc przystać na jego propozycję.

Kiedy dotarłam do Wielkiej Sali, tak jak oczekiwałam, było tam niewielu moich rówieśników. Szybko zajęłam moje miejsce. Nałożyłam na talerz trochę owsianki. Nalałam też odrobinę soku dyniowego do pucharu. Następnie sięgnąłam po leżące tuż obok mnie weekendowe wydanie "Proroka". Przeleciałam wzrokiem po tytułach, ale nie było nic ciekawego. Kilka wzmianek o Wybrańcu, dwie o dyrektorze Hogwartu. Jednakże nie znalazłam tam nic o moim ojcu. Powinnam się z tego powodu cieszyć, ja odczuwałam jednak dziwny niepokój. Próbowałam się pocieszyć myślą, że Ministerstwo nie chce wywoływać większej paniki, tym bardziej, że imię mojego ojca już od dawna budziło lęk i doświadcza tego teraz kolejne pokolenie czarodziejów.

Siedziałam, pogrążona w myślach i nie zauważyłam, że obok mnie usiadł jeden ze znajomych Malfoya, Blaise Zabini. DuLac opowiadał mi również o nim, i choć chłopak wydawał się niegroźny, miałam się na baczności. Głośnym chrząknięciem zwrócił na siebie moją uwagę. Nie odezwał się jednak. Skinął mi tylko głową w ramach powitania i podał zapieczętowaną kopertę. Kiedy ją podawał, pilnował się, by nie dotknąć mojej dłoni.
- No tak. Przecież mój dotyk jest gorszy od najgorszej klątwy - pomyślałam i zachichotałam w myślach.
Na zewnątrz pozostawałam jednak niewzruszona.
Chwyciwszy list, popatrzyłam na czarnoskórego Ślizgona i posłałam mu nieśmiały uśmiech. Miał on wyrażać moją wdzięczność i gotowość rewanżu za tę przysługę. Blaise odpowiedział na ten uśmiech z wahaniem. Nie chciałam dłużej grać w tę grę z Zabinim, wstałam więc i opuściłam pomieszczenie. Czułam na sobie jego pytający i oceniający wzrok. Teraz jednak moje myśli zajmował list, schowany teraz w bezpiecznym miejscu, domagający się uwagi. Jednak moment, w którym go otworzyłam nastąpił dopiero wtedy, gdy znalazłam się na Błoniach.

Nie zdziwiło mnie to, kto był autorem tego listu. Zszokowała mnie jednak prośba w nim zawarta.
Czy był to początek końca?
Sama chciałabym to wiedzieć...

czwartek, 19 marca 2015

Love never felt so good

Z dedykacją dla osób, które są dla mnie ważne.
Miłej lektury!

Spotkali się przypadkiem. Ona - córka Lorda Voldemorta i on - syn jednego ze Śmierciożerców jej ojca. Przez siedemnaście lat swojego życia nie wiedzieli o swoim istnieniu. To jednak zmieniło się w wakacje przed 7. rokiem nauki Draco w Hogwarcie, tuż po pierwszej bitwie o to miejsce i po śmierci Albusa Dumbledore'a. Dzięki temu Czarny Pan mógł sprowadzić swoje jedyne dziecko do Malfoy Manor.
Och nie, nie zrozumcie mnie źle - czarnoksiężnik jej nie kochał. Była mu potrzebna do jego celów. Traktował ją dobrze, co było zaskoczeniem dla innych. Nikt nie odważył się sprzeciwić Lordowi, kiedy ten postanowił, iż Tomione zostanie jego prawą ręką. Uznali to nawet za najlepsze rozwiązanie, choć znaleźli się i tacy, którzy znienawidzili młodą kobietę właśnie przez to.
Panna Riddle codziennie musiała brać udział w zebraniach swojego ojca. Pewnego dnia w spotkaniu tym uczestniczyli również Draco i Lucjusz. O ile starszego z mężczyzn zdążyła już poznać, to młodszy był jej zupełnie obcy. Lucjusz i jego syn mieli szkolić młodych zwolenników ich Pana, a dziewczyna musiała to nadzorować.
W ten sposób Tomione i Draco zaczęli się często widywać. Na początku traktowali się z chłodną uprzejmością i trzymali od siebie z daleka. Młody Malfoy wydawał się nastolatce zbyt pewny siebie, wręcz arogancki. Z kolei syn Narcyzy uważał, że oprócz urody młoda panienka nie ma w sobie nic wartego uwagi. Wtedy jeszcze nie wiedzieli co szykuje dla nich los.
Okazją do ich bliższych kontaktów stały się także cotygodniowe spotkania Śmierciożerców z ich Panem. Chcąc, nie chcąc przedstawicielka płci pięknej musiała w nich uczestniczyć i zamienić choć kilka słów z obecnymi tam ludźmi. Wędrowała po całym pomieszczeniu, ubrana w czarną sukienkę przed kolano. Witano ją sztucznymi uśmiechami i sztywnymi ukłonami. Dawano jej do zrozumienia, że choć tu jest, to tak naprawdę nie należy do tego grona.

Pewnego wieczoru było jeszcze gorzej niż zwykle. Każdy szeptał. Czuła, że płoną jej policzki. Nie mogła jednak uciec z płaczem. O nie. Ona miała swoją godność. Z wysoko podniesioną głową wyszła na taras, by trochę ochłonąć i przygotować się na dalsze "atrakcje".
Pragnęła być sama, jednak nie dopisało jej szczęście. Niespełna trzy metry od córki Czarnego Pana stał, uśmiechający się drwiąco, Draco.

- Musimy trochę ochłonąć, czyż nie? - zapytał chłopak,  jakby od niechcenia.
- Brawo za spostrzegawczość, Malfoy. Rodzice pewnie są z ciebie dumni - odparła.
Męczyły ją takie rozmowy.
- Takie zachowanie nie przystoi małej księżniczce- rzucił obojętnym tonem.
- Więc na dodatek wyglądam jak mała dziewczynka, tak? Nie jestem cholerną damą w potrzebie!  Pora żebyś to zauważył.
- Mam ci powiedzieć co widzę, kiedy na ciebie spoglądam, panno Riddle? - spytał.
Był poważny, o dziwo.
- Będę wdzięczna, panie Malfoy.
- Otóż widzę silną, ale także zagubioną osobę. Kogoś, kto nie poprosi o pomoc, gdyż boi się, że uznają ją za słabą. Zauważam młodą, bardzo piękną kobietę. Inteligentną. Zimną. Nie pozwalającą się bliżej poznać. Inni widzą tylko twoją perfekcyjność. To zapewne dodatkowy powód ich niechęci do ciebie. Pokaż im, że masz wady. Wtedy może przestaną cię traktować jak piąte koło u wozu.

Tomione była w szoku. Bo przecież Malfoy nie mógł mieć racji. Ona na pewno nie uważała się za 'panią idealną'. A wręcz przeciwnie, wszędzie widziała swoje wady. Nie wiedziała, że inni tego nie zauważają. Poczuła się niepewnie. Nie potrafiła znaleźć wyjścia z tej sytuacji.

W sierpniu przyszedł list z Hogwartu. Dziedziczka Mrocznego Władcy miała dokończyć swą edukację w tej znanej szkole magii i czarodziejstwa. Draco również szykował się na kolejny, siódmy już rok nauki. Miał za zadanie pilnować dziewczyny. Pomagać mu w tym miał sam Severus Snape.
Tomione nie była tym faktem zachwycona, ale wiedziała, że nie ma co próbować namawiać ojca do zmiany zdania. Kiedy on coś sobie umyślał, miało być tak, jak zamierzył. Inaczej inni mieli kłopoty. Bo zły Lord Voldemort to problem całego społeczeństwa.
Pod koniec ostatniego miesiąca letnich wakacji siedemnastolatka udała się wraz z państwem Malfoy i ich synem na zakupy na ulicę Pokątną. Spędzili tam kilka godzin. Obyło się bez żadnych incydentów. Nikt ich nie zaczepił. Narcyza pomogła wybrać odpowiednie stroje na specjalne okazje. Panna Riddle dostała też sowę, kota i węża. Wąż był prezentem od ojca. Lucjusz wybrał też spory stos ksiąg dla niej. Jego syn zaproponował, że nauczy ją grać w quidditcha, ale dziewczyna odmówiła. Nie interesowała się tą dyscypliną sportową. Ojciec nauczył ją przydatnych sztuczek i nie musiała używać miotły żeby wzbić się w powietrze.

1 września przyszedł bardzo szybko. Brązowowłosa cieszyła się, że dostała szansę ukończenia tej znamienitej szkoły. Uwielbiała się uczyć. Była też ambitna i głodna sukcesu. Te cechy odziedziczyła po ojcu. Przynajmniej tak twierdziła jej matka, gdy jeszcze żyła. Tomione tęskniła za nią. Nie pokazywała tego po sobie. Zdaniem jej ojca miłość to słabość. A ona nie chciała być słaba. Marzyła o tym, by w końcu obdarzył ją szacunkiem. Nie żyła płonną nadzieją, że on kiedykolwiek ją pokochał. Nie potrafił tego uczynić. Nie potrafił być może.

Wrzesień, październik i listopad minęły jak z bicza strzelił. Snape był nowym dyrektorem, kilku innych zwolenników jej ojca dostało posady nauczycieli. Zdarzało się nawet, że poddawali torturom nieposłusznych pierwszorocznych i ich starszych kolegów. Młoda kobieta zdecydowanie tego nie popierała. W przeciwieństwie do kilku Gryfonów otwarcie nie buntowała się przeciwko nowym porządkom.

Pewnego grudniowego wieczoru siedziała w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Otuliła się puszystym, oliwkowym kocem. Czytała księgę, którą podarował jej profesor Snape. Mężczyzna docenił jej inteligencję i zamiłowanie do wiedzy. Wiedział też, iż interesują ją eliksiry. Postanowił dać jej coś, co sprawi, że choć przez chwilę zapomni o swojej beznadziejnej sytuacji.
W dziele starożytnego autora było wiele fascynujących informacji. Niektóre z eliksirów nie były znane w dzisiejszych czasach. Panna Riddle postanowiła je wypróbować. Pod wpływem impulsu poprosiła Draco o pomoc. W ten sposób w krótszym czasie mogli sprawdzić więcej mikstur. Chłopak się zgodził, aczkolwiek niechętnie.
Miał przecież ważniejsze sprawy na głowie niż ślęczenie nad głupią, starą księgą i robienie dziwnych eliksirów. Ale słowo się rzekło i nie mógł się już wycofać. Spotykali się codziennie godzinę po kolacji w prywatnym laboratorium dyrektora, które ten łaskawie im udostępnił. Pracowali w milczeniu. Nie przepadali za swoim towarzystwem. Każde z nich miało wiele do zarzucenia swojemu naukowemu partnerowi. A jednak mimo wielu różnic charakterów i usposobień, efekty ich działań były bardzo szybko widoczne. Napawało ich to optymizmem i zachęcało do wzmożenia wysiłków.
Przerwę świąteczną spędzili w Malfoy Manor na rozkaz ojca dziewczyny. Mroczny Władca wpadł bowiem na genialny, w swoim mniemaniu plan - postanowił wydać swoją córkę za mąż. Nie robił tego oczywiście ze względu na jej dobro, tylko dla własnych korzyści. Kandydatów było wielu. Znalazł się wśród nich nawet Severus Snape.
Jednak ostatecznie Czarny Pan wybrał Dracona Malfoya i to on miał zostać mężem Tomione. Nastolatkowie przejęli tę wiadomość z niechęcią. Nie protestowali jednak.*
Zdecydowali, że trzeba kontynuować tę farsę. I tak nie mieli innego wyjścia.

Kolejne miesiące mijały im na nauce i obowiązkach względem dziedzica Slytherina. Młodzi starali się też bliżej poznać. W końcu mieli spędzić ze sobą resztę życia. Trzeba się było więc jakoś dogadać.

Blondyn i brunetka przebywali od kilku dni w rodzinnym domu chłopaka, gdy Szmalcownicy złapali Pottera i jego przyjaciół. Niestety akurat w tamtej chwili młoda dama miała lekcję w terenie ze swoim ojcem. Ominęła ją więc cała walka. Po ucieczce więźniów Czarny Pan wpadł w szał. Narzeczeni wrócili więc czym prędzej do Hogwartu, by nie znaleźć się na liście nieszczęśników, których należało ukarać za zniknięcie nemezis Lorda Voldemorta.

W dniu II Bitwy o Hogwart nie uczestniczyli w walce. Przynajmniej taki był plan. Tomione, Draco, Crabbe i Goyle mieli pilnować Pokoju Życzeń, by Wybraniec nie zniszczył horkruksa. Jednakże musieli uciekać. Razem z Golden Trio. Harry James Potter ocalił jej życie. Nie zdążyła mu nawet podziękować. Złoty Chłopiec i jego przyjaciele wrócili do walki z mrocznymi siłami.

W końcu stało się to, na co czekał świat. Doszło do pojedynku najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii z nadzieją Jasnej Strony. Chłopiec-Który-Przeżył stanął do walki jak równy z równym. A przecież chwilę temu był podobno martwy. Wykorzystał swoją przewagę nad ucieleśnieniem Szatana i pokonał go jego własną bronią. Cały świat odetchnął z ulgą. Chociaż, może nie cały...

Tomione widząc ciało ojca na marmurowej posadzce Wielkiej Sali była zszokowana. Stojący obok młody Malfoy próbował ją pocieszyć. Nie pomogło to jednak. Po kilkunastu sekundach wyrwana z otępienia dziewczyna podbiegła do zwłok swojego rodzica. Płakała. Krzyczała. Błagała Merlina i Salazara o to, by przywrócili mu życie. Bo mimo tego, że był złym człowiekiem, ona go kochała. Miała tylko jego na tym okrutnym świecie. A teraz nawet on, który uważał się za niepokonanego, odszedł na zawsze. Zostawił ją samą. To był bolesny widok.
Syn Lily spoglądał na córkę swojego wroga ze smutkiem. Rozumiał jej ból.
W końcu, po godzinie nieustannego płaczu, Ślizgonka zemdlała z wyczerpania. Wtedy uprzątnięto pozostałości niegdyś wielkiego czarnoksiężnika. Jego córka później zniknęła.

Przez dwa lata nie dała znaku życia. Malfoyowie szukali jej. Bezskutecznie. Narcyza pokochała narzeczoną syna jak własną córkę. Jej syn stracił już nadzieję, że kiedykolwiek ją znajdzie. A jednak tak się stało.
Odnalazł ją, o dziwo, Harry Potter. Czarnowłosy czarodziej chciał w ten sposób odkupić część win. Czuł ogromne wyrzuty sumienia. W końcu to on zabił jej ojca. Wybraniec szukał jej nieustannie przez 24 miesiące. Wreszcie odkrył miejsce, w którym przebywała i przekonał ją do powrotu. Trudne to było zadanie, ale nie odpuścił. Po wielu tygodniach rozmów, namawiania, a nawet gróźb, dziewczyna wreszcie się zgodziła. W czasie swojej nieobecności zmieniła się w dość znaczący sposób. Wcześniej była bardzo ładna. Teraz jednak stała się piękna. Nie cieleśnie, ale duchowo. Zmienił się też jej wygląd. Schudła, ale nie tak bardzo, by mieć problemy ze zdrowiem. Wyglądała jak mugolskie modelki, których zdjęcia są w praktycznie każdej mugolskiej gazecie.

Syn Lucjusza zdziwił się, gdy w jego domu rodzinnym zjawił się ex Gryfon w towarzystwie jego zaginionej narzeczonej. Narcyza z kolei wzruszyła się, widząc swoją kruszynkę w idealnym zdrowiu. Potter szybko się ulotnił, zostawiając pannę Riddle z jej przyszłym mężem oraz panią Malfoy. Trójka ta rozmawiała przez kilka godzin. Wreszcie opowiedzieli sobie wszystko, co było do opowiedzenia. Nadrobili stracony czas. A pół roku później Tomione Alexis Riddle wyszła za mąż za Draco i stała się kolejną panią Malfoy. Kilka lat później na świecie pojawiły się ich dzieci. Ale to już kolejna historia.

Koniec.

*Ta. Spróbujcie powiedzieć LV, że nie podoba się Wam jego decyzja. Na pewno się ucieszy.

niedziela, 1 marca 2015

Not meant to be

Z dedykacją dla Amandy. Pamiętaj, że cię kocham.

Rozdział pierwszy

"On the way to Hogwarts"

****

Pierwszego września o godzinie piątej wzięłam garść proszku Fiuu, w drugiej dłoni ściskałam rączkę mojego kufra. Tak wkroczyłam do kominka. Powiedziałam głośno i wyraźnie cel mojej podróży, a był nim gabinet dyrektora Hogwartu. Nim zniknęłam, zdążyłam jeszcze pomachać matce, która siedziała na sofie. Patrice, mój ojczym, jak zwykle był w pracy i nie raczył się ze mną pożegnać. Powinno być mi przykro z tego powodu, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Postanowiłam sobie, że będę twarda i nie pozwolę, by czyny innych sprawiały mi ból. Zadanie to jest bardzo trudne, ale dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych do osiągnięcia.

Po wylądowaniu w gabinecie profesora Dumbledore'a szybko poprawiłam szatę. Przywitałam się z dyrektorem, usiadłam na wskazanym przez niego krześle. Poczęstował mnie cytrynowym dropsem, ale grzecznie odmówiłam. Wyjaśnił mi krótko na czym polega Ceremonia Przydziału. Opisał mi również szkolne zasady. Przez cały ten czas Dumbledore był zdumiewająco uprzejmy. Jednakże wciąż pamiętałam ostrzeżenia mojej rodzicielki, że ten słynny czarodziej to mistrz manipulacji. Nie zamierzałam mu ufać. Zagram z nim w jego grę. Niech myśli, że dałam się zwieść. Tymczasem czeka go niespodzianka...

Dwie godziny później razem z profesor McGonagall czekałam na przybycie Hagrida, który przeprawił się wraz z pierwszorocznymi przez jezioro. Następnie Tiara miała zadecydować do którego domu trafi każde z nas. Troszkę się denerwowałam, ale to zrozumiałe. Byłam przecież w nieznanym mi miejscu. Młodsi uczniowie spoglądali na mnie z lękiem. Peszyło mnie to, ale w minimalnym stopniu. 
Kiedy zjawili się już wszyscy, mogliśmy zaczynać.

Do Wielkiej Sali wkroczyłam z dumnie uniesioną głową. Przy stole Gryfonów widziałam słynną Złotą Trójkę. Siedząca pośród Krukonów blondynka przykuła moją uwagę dziwnym naszyjnikiem i kolczykami. Puchoni raczej się nie wyróżniali. Z kolei Ślizgoni siedzieli wyprostowani i patrzyli dookoła znudzonym wzrokiem. Mogłam ich zrozumieć.

Nauczycielka transmutacji ustawiła nas w rzędzie. W jednej dłoni ściskała pergamin, w drugiej starą Tiarę. Ja miałam pójść na pierwszy ogień.

- Riddle, Tomione Alexis - zawołała, a jej słowa usłyszał każdy przebywający w tym pomieszczeniu.
Potter zesztywniał, gdy usłyszał moje nazwisko. Wiedziałam, że on i ojciec nie przepadają za sobą, delikatnie mówiąc.
Usiadłam na niskim stołku i czekałam na wyrok. Jednak Tiara  ledwo dotknęła mojej głowy i zawołała "Slytherin".

Zdjęłam starą czapkę z głowy, wstałam, a następnie położyłam Tiarę na stołku, który przed chwilą zajmowałam.  Później podeszłam do stołu Ślizgonów. Usiadłam na wolnym miejscu przy jakimś chłopaku, na oko w moim wieku. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie. Odpowiedział mi tym samym gestem.

- Jestem Tomione Riddle - przedstawiłam się.
- Teodor Nott. Miło mi - szepnął i złożył pocałunek na mojej dłoni.
- Mi również miło. Na którym roku jesteś? - zapytałam. - Bo ja na siódmym.
- Także siódmy. Podobnie jak Malfoy, Zabini, Parkinson, Crabbe, Goyle - mówiąc to, wskazywał po kolei osoby, o których wspominał. 
- To naturalny kolor włosów Malfoya? A może on je farbuje? - rzekłam. - Nie patrz tak na mnie! To nie jest  śmieszne! Po prostu pytam. Więc odpowiedź, zamiast śmiać się jak dama w poematach rycerskich!
- Już cię uwielbiam, naprawdę. Jesteś jedyną znaną mi dziewczyną, która zadała takie pytanie - powiedział, z trudem, próbując powstrzymać atak śmiechu.
- Cieszę się, że poprawiłam ci nastrój w tak widoczny sposób. Jednakże z łaski swojej, weź się w garść. Ludzie patrzą - syknęłam.
To ostudziło trochę Notta.
- Och wybacz. To przez to, że wzięłaś mnie z zaskoczenia. Więcej się nie powtórzy!
- Mam nadzieję. Inaczej pożałuję mojej decyzji i jednak wybiorę towarzystwo tego blondaska.

Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas.

Później zaczęła się uczta. Teodor był miłym kompanem. Obiecał, że weźmie mnie na wycieczkę po zamku. Kiedy napełniliśmy już brzuchy, opuściliśmy WS i podążyliśmy w stronę lochów. Tam znajdował się bowiem Pokój Wspólny Ślizgonów. Mój nowy kolega powiedział hasło i wkroczyliśmy do PW. Widok był przyjemny dla oka. Na szczęście mieliśmy normalne barwy, nie czerwień i złoto jak Gryfoni. Takie połączenie razi w oczy, w przeciwieństwie do zieleni i srebra. Nott przedstawił mnie kilku swoim znajomym. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nie było w tym gronie Dracona Malfoya. Nie wiem czemu tak na niego reagowałam. W końcu nawet go nie znałam. I wolałabym, aby taki stan rzeczy utrzymał się jeszcze długo. Los miał jednak inne plany. Niestety...

piątek, 13 lutego 2015

You take my breath away // Walentynkowe mini z Traco

Pisanie z gorączką jednak nie jest fajne. Ale już do tego raczej przywykłam.
Ogólnie nie gustuję w słodkich utworach. Budzą moją odrazę. Jednakże Walentynki są specjalną okazją, więc niech będzie. To bodajże szósta mini z Traco. Trzeba je tu wrzucić. Będziecie mieli co czytać. Chyba. Bo nie wiem czy ktoś tu w ogóle zagląda. Podczas pisania tej miniatury słuchałam:
Queen
Joseph H.
Ed Sheeran
Lady A.
Wątpię, by to kogokolwiek obchodziło, ale robię smutne obrazki z Traco. Ze smutnymi napisami po angielsku. Więc jeśli znacie jakiś ciekawy cytat w tym języku, byłoby mi miło gdybyście się nim podzielili.
Dedykacja: dla Mariki (za to, że jest, choć ją wkurzam często), dla Mendki (którą kocham jak siostrę), dla Soniki (za to, że jest wyjątkowa), dla Acri (za bycie sobą), dla Kamci (ahaha spotkamy się w lipcu, can't wait, babe xd), dla Rose (która jest bardzo niecierpliwa), dla Arcziego (bo to mój brat i jest ciekawą osobą, naprawdę) i wreszcie dla Kamila (przyjaciela od dwóch lat prawie).

Miłej lektury!


"You take my breath away"

****

Look into my eyes and you'll see 
I'm the only one
You've captured my love
Stolen my heart
Changed my life
Every time you make a move
You destroy my mind
And the way you touch
I lose control and shiver deep inside
You take my breath away

****

14 lutego każda zakochana para uroczyście świętuje. Dracon Malfoy, uczeń siódmego roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa "Hogwart" usiłował wymyślić coś specjalnego na tę okazję. Niestety, jak na złość, wszystko wydawało mu się zbyt banalne i nijakie. A przecież jego ukochana była córką Czarnego Pana i nie należała do osób, które można łatwo zadowolić. Młody Malfoy poprosił nawet o radę swojego przyjaciela, Teodora Notta. Chłopak był bliskim przyjacielem Tomione i mógł coś wiedzieć. Niestety, brunet nie miał pojęcia co spodoba się pannie Riddle. Podobnie zresztą jak Blaise, którego Dracon zapytał o to wcześniej.
Blondyn tracił już nadzieję. Ale nie mógł się poddać. Myślał i myślał, przeglądał różne ulotki, które pożyczyła mu Pansy. Wciąż nic. Aż tu nagle, gdy już miał zamówić jakiś słodki, różowy prezent, za który Tomione by go zabiła*; ze stosu ksiąg panny Riddle spadła jedna książka**. Syn Lucjusza machinalnie po nią sięgnął. Spojrzał na tytuł i bach - przyszedł mu do głowy pomysł! Zorganizuje jej najwspanialszy bal świata! Sam planował wcielić się w rolę pana Darcy'ego, którego jego przyszła żona wręcz uwielbiała. Ona zaś miała być jego najdroższą Lizzy.

****

And then you came
Like an angel in the sky
Saved me from the pain
Of being lonely for the rest of my life

****

W ciągu kilku ostatnich dni Ślizgon przygotowywał wszystko. Stwierdził, że Pokój Życzeń będzie idealnym miejscem do tego, co sobie zaplanował. Pansy, na prośbę chłopaka, zająć się miała makijażem i fryzurą dziewczyny Dracona. Narcyza znalazła odpowiednią suknię i pasujące do niej buty. Blondwłosy bożyszcze uczennic Hogwartu założył idealnie skrojony smoking, który podkreślił jego apetyczny wygląd. Jego partnerka tuż przed godziną dziewiętnastą była gotowa. Szmaragdowa suknia sprawiła, że duże, brązowe oczy panny Riddle stały się jeszcze większe. Makijaż, bardzo delikatny i dziewczęcy ukazał piękno dziewczyny. Naturalnie kręcone włosy nastolatki zebrane zostały w elegancki kok. Tylko kilka pasm pozostawiono luzem, by okalały jej twarz niczym błyszcząca aureola.
Draco wziął ją za rękę i poprowadził przez korytarze. Po drodze mijali różne pary. Niektórzy przystawali z wrażenia. Zakochani mieli też pecha, gdyż spotkali Pottera. Malfoy wyjątkowo go zignorował i poszli dalej.

****

Give a little time to me
Or burn this out
We'll play hide and seek
To turn this around
And all I want is the taste 
That your lips allow

****

Kiedy weszli do PŻ, Draco dał swojej partnerce moment, by mogła zobaczyć efekty jego ciężkiej pracy. Po kilku chwilach, jakby znikąd, popłynęła przepiękna melodia. Panicz malfoy i panna Riddle zaczęli tańczyć. Otaczał ich korowód par rodem z jednej z ulubionych powieści dziedziczki Lorda Voldemorta. A oni sunęli powoli po parkiecie, wtuleni w siebie, pełni pasji i miłości. To był ich moment. Nic innego się nie liczyło...

****

Just a kiss on your lips in the moonlight
Just a touch in the fire burning so bright...

****

Objaśnienia:
* Nie lubię koloru różowego. Tomione też nie lubi. Bywa. Haha.
** Tomione dziwnym trafem zostawia swoje rzeczy wszędzie. Nawet w pokoju Dracona.














piątek, 23 stycznia 2015

Not meant to be

Zaczynam pisać od nowa. Tak będzie lepiej. Zapraszam raz jeszcze do lektury.Z dedykacją dla moich kochanych.






Co byś zrobił, gdyby okazało się, że całe twoje życie jest jednym, wielkim kłamstwem? Jak zareagujesz, kiedy wszystko, co było ci drogie, rozsypie się niczym domek z kart? Czy będziesz w stanie podjąć walkę? Czy zmierzysz się z nową rzeczywistością? A może usiądziesz w kącie i zaczniesz płakać, bo będziesz zbyt słaby, by zrobić cokolwiek?

Ja właśnie doświadczyłam tego na własnej skórze. Uwierz mi, nie jest łatwo podnieść się po takiej wiadomości. Jednakże trzeba żyć dalej. Nawet jeśli jest to cholernie trudne, ba, wydaje się wręcz niemożliwe. 
Nie myśl sobie, drogi Czytelniku, że nie mam wiedzy na ten temat. Bo tak się składa, że niestety ją posiadam. Ale to nie jest temat naszych dalszych rozważań. Przynajmniej nie dziś.

Pragnę podzielić się z Wami moją historią. jaka ona jest, ocenicie sami. Nie jest to jednak przyjemna opowieść. Pełno w niej łez, zdrady i fałszu. Momentami bywa też drastyczna. Ale mniejsza z tym, pora zaczynać.

Nazywam się Tomione Alexis Riddle. W lutym skończyłam 17 lat. Przez kilkanaście lat, a dokładniej szesnaście, myślałam, że jestem Keelin DuLac. Dopiero w dniu, w którym w świecie magii stałam się pełnoletnia, dowiedziałam się prawdy. Mój ojciec to Lord Voldemort. Wstrząsające, prawda? A jednak, muszę się z tym pogodzić. Nie okażę słabości. To nie przystoi córce Victorii Black i potomkini samego Salazara. 

Na razie świat magiczny mnie nie zna. 
Ale to się zmieni.
I to wkrótce...